Zdecydowanie tak. Jak inaczej mogłabym wytłumaczyć miłość do najbardziej nietwarzowych kolorów świata? Wszakże obiektem mych ostatnich westchnień są wszelakie beże, odcienie łososiowe i przepaskudny khaki. W przypływie tych miłosnych uiesień, pozbawiona trzeźwości umysłu, nie wiem, co uczynić bohaterem dzisiejszego posta, więc zdecydowałam postawić na nieskromność. Prezentuję, bowiem przepiękną sukienkę, która w aurze szlachetności onieśmiela zwiewnym fasonem, a której została przydzielona robocza nazwa „sukienka o obrzydliwym kolorze”. Towarzyszy jej zakup numer jeden ostatnich miesięcy, czyli drewniaki, których sama już nazwa implikuje masywność, a które jednak w magiczny sposób zachowują odrobinę delikatności. Dopełnienie stanowi kopertówka, która uzupełniła moją domową kolekcję dzieł sztuki. Jeszcze biżuteria rodowa, którą podstępem wydobyłam z rodzinnych sejfów i już jestem całkiem śliczna i urocza. Nadmiar samozachwytu ponoć szkodzi, więc teraz oddaję głos Wam, dając Wam jednocześnie szansę sprowadzenia mnie na ziemię :)
Absolutely it is. How else could I explain my love for such unflattering colors like nude or khaki? And I admit, they’re my new obsession. Because I can’t decide which element of my outfit should be highlighted I just can say unabashedly that I’m wearing the beautiful dress - ethereal and classy, perfect khaki clogs - massive but feminine and amazing floral clutch which can be my private work of art. I shouldn’t forget family vintage jewellery that I’ve cannily stolen. Now you can be more critical than me and express your opinion on it :)
dress – H&M
clogs – Zara
clutch – Aldo
earring, rings – family vintage